Pogoda to trudna kwestia. Podejrzewam, że niezależnie jaka by nie była, zawsze dla kogoś będzie nieodpowiednia. Obecnie w Borach Tucholskich cały czas pada. Raz silniej, czasem mniej intensywnie. Wiedziałam, że ten dzień to w najbliższym czasie jedyna okazja i okienko pogodowe. Było pięknie, było kwietnie, było pszczelo. Zapraszam.
Gdzie te trzmiele ogrodowe?
Spacer w poszukiwaniu pszczół zaczął się nieco marudnie z mojej strony. Snułam rozmyślania na temat małej ilości trzmieli ogrodowych w na moim terenie. A w tym roku zastawiliśmy stół naprawdę obficie, tyle gatunków roślin dobranych właśnie specjalnie dla trzmieli długojęzyczkowych. A ich uparcie nie ma, latają pojedyncze sztuki. Litościwie humor trochę poprawiły korzystające z tych roślin trzmiele rude (czy jest jakaś roślina, której nie odwiedzają?) oraz porobnice drewniarki.
Moje rozżalone przemyślenia przerwał jakiś różowy pejzaż po lewej stronie w oddali. Znam to miejsce jak własną kieszeń, więc ten róż w takiej ilości mnie zdziwił. Gdy się zbliżałam, wiedziałam już, że to rośliny dorastające do 70 cm. Były tam też inne, wyższe, ale te już z daleka rozpoznałam – ostrożeń polny. Hmm… ale ta niższa. Zbliżam się i już wiem, chociaż jestem bardzo zdziwiona, nigdy tej rośliny nie było tutaj w takiej ilości. Jeżeli ją spotykałam, to raptem parę zabiedzonych okazów. A tutaj całe łany czyśćca błotnego. Ależ to wyglądało spektakularnie. Stałam tam chłonąc ten widok. Prawdopodobnie nigdy więcej nie będę świadkiem takiej obfitości tej rośliny. Cieszył też ruch owadów, udało mi się dostrzec głównie trzmiele z przewagą trzmiela kamiennika, ale pojawiały się również rude, rudoszare… i ku mojej wielkiej radości – trzmiele szare. Z żalem opuszczałam to miejsce, ale z wdzięcznością w sercu, że mogłam podziwiać coś tak pięknego.
Było mokro, jest sucho
Teraz przebiłam się na drugą stronę piaszczystej drogi i weszłam na nieużytkowane pola. Mnóstwo tam obecnie kocanek pisakowych i jasieńca piaskowego. Lubię to żółto-fioletowe zestawienie barw. Mijam przekwitające już ostrożenie lancetowate, ich nasiona na swoich puchatych spadochronach unoszą się w powietrzu. Sama z radością biorę je w ręce i uprawiam zoochorię 😉 Widzę też, że już za chwilę będzie kwitł dziewięćsił, jego kwiaty są bardzo oryginalne, a według mnie również urodziwe.
Wszędzie kolor różowy
Teraz zbliżam się do miejsca bardziej wilgotnego. Skrajem pól biegnie rów, wzdłuż niego zaś kwitnie mnóstwo roślin, w tym bodziszek błotny w kolorze, który dziś będzie mi głównie towarzyszył, czyli różowym. Delikatne kwiaty wyrastają po dwa na wiotkiej łodyżce. Spotykam na nich ponownie trzmiele, ale również smukliki. Udaje mi się też uchwycić śpiącą mamrzycę północną.
Ponownie zmierzam w stronę różu, bo jak lipiec, tereny podmokłe, to musi kwitnąć krwawnica pospolita. Kiedyś, u początków mojej przygody z pszczołami, udało mi się na niej spotkać spójnicę krwawnicową, wtedy wydawało się, dość rzadką pszczołę. Obecnie, gdy spotykam krwawnicę, to wokół niej często krążą i spójnice. Nie zmniejsza to mojej radości z tego spotkania, gdyż dodatkowo zauważam samicę, która jest solidnie obładowana pyłkiem krwawnicy. Co oznacza, że mam okazję podziwiać na jej nogach pyłek w kolorze szmaragdu. Uczta dla oczu.
Teraz zbliżam się do zerwanego mostu, a po drodze przetaczniki, szelężniki, czy ponownie widzę na nim trzmiela szarego? Muszę się skonsultować z Alicją, naszym trzmielowym guru 😉 Kolejną rośliną, z widoku której bardzo się cieszę, to dzwonek skupiony, tutaj pozostaje mi tylko podziwiać trzmiele pupy wystające z kwiatów. Widok bez wątpienia rozczulający.
Widoki impresjonistyczne
Po drugiej stronie rzeki spokojnie wylegują się krowy, widoki dziś iście sielskie, w impresjonistycznym stylu. Kiedy tak stoję sobie w milczeniu, żałując, że nie mam talentu malarskiego z wody ciężko podrywa się łabędź. I funduje mi kolejny wyjątkowy spektakl. Dziś dostaję mnóstwo prezentów, bo na niebie pojawia się też czapla biała i krąży w pobliżu miejsca, gdzie trwam w zachwycie. Dobrze czasem podnieść wzrok skierowany w dół w poszukiwaniu pszczół i spojrzeć w niebo, że tak filozoficznie napiszę 😉
Wracając już, mój wzrok pada na podmokłą łąkę, na której obrzeżu króluje poziewnik w swoim pstrym i szorstkim wydaniu. A tam moja ostatnio pszczoła pocieszajka porobnica drewniarka. Często nim ją zobaczę, to najpierw usłyszę. Chyba wszystkie porobnice generują jakiś typ bzyczenia, ale to dobrze, bo ułatwia to poszukiwania pszczelich delikwentów.
Kończę mój dzisiejszy spacer w poszukiwaniu pszczół był on nieco piaskowo-błotny, słoneczno-pochmurny. Przemierzone 7 km, napstrykane około 100 zdjęć i mnóstwo widoków na później w głowie. Dobry czas.